Wpadłam pod Wawel na jakiś czas i przeżyłam szok wchodząc do… wiaty z koszem na śmieci. W Krakowie w końcu zaczęła się segregacja pełną gębą. Segregacja, do której część mieszkańców niestety jeszcze nie dorosła – pisze Marta, która wyjechała z Krakowa do Hiszpanii i specjalnie dla KRKnews porównuje życie w obu miejscach.
Przyznaję, że sama patrzyłam na to sceptycznie. Wokół niewiele informacji, nie wiadomo co i gdzie wrzucać, do tego obowiązek (przynajmniej w teorii) posiadania aż 5 koszy w mieszkaniu. Słowem – nie wygląda to zachęcająco. Za to w praktyce…
Dużo „ale”, efekt świetny
Po pierwsze – miasto powinno przeprowadzić większą kampanię co, gdzie i dlaczego wyrzucać. Po drugie – spółdzielnie powinny zadbać o odpowiednią liczbę i opis pojemników. I po trzecie, czyli najważniejsze – krakowianie w końcu powinni przestać marudzić!
Moja siostra: „Daj spokój, tyle tych koszy teraz trzeba mieć”
Sąsiad: „Pani, co oni jeszcze wymyślą? Gubię się, gdzie co wrzucać”
Znajoma: „Daj spokój, dalej wszystko pakuję do jednego kubła. Sąsiadka robi tak samo, więc nie będę się wygłupiać”
I tak dalej, i tak dalej, aż uszy bolą od tego marudzenia. Zamiast usiąść nad ulotką, dowiedzieć się co i gdzie wrzucać oraz zorganizować kosze (wcale nie musi być 5, „suche” odpady mogą być w jednym), to wolimy wylewać godzinami żale na lewo i prawo.
Ogromny kompostownik
Ja tą segregacją jestem zachwycona. Wiecie czemu? Bo za dużo syfienia i braku dbania o ekologię naoglądałam się w Hiszpanii. Tymczasem w Krakowie ktoś wpadł na segregację odpadów organicznych. No po prostu bomba! Wiedzieliście, że aż tyle tego produkujemy? Obierki z ziemniaków? Kosz. Skórki z owoców? To samo. Resztki jedzenia? Te bez mięsa też tam lądują.
I tak segreguję te rzeczy od kilkunastu dni i nagle okazuje się, że tych organicznych śmieci produkujemy najwięcej. Rozumiecie? Kiedyś wrzucaliśmy je do takich ekologicznych szkodników jak plastik czy metal, a teraz tworzymy wielki i pożyteczny krakowski kompostownik. Liczę bowiem, że właśnie tam te organiczne odpadki wpadają, a następnie użyźniają gdzieś glebę.
Co za banalny zabieg – zamiast wrzucać wszystko do chemicznego przemiału, wzbogacamy Matkę Ziemię. A wszystko dzięki temu, że wrzuciliśmy obierki do prawego, a nie lewego kosza na śmieci. Krakowianie! Ktoś wpadł na świetny pomysł, nie zmarnujcie tego!
Marta
“A gdyby tak…” to cotygodniowy cykl, w którym autorka opisuje, a także radzi i zachęca, by rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady (albo do Hiszpanii).
Tłusty Czwartek? Czegoś takiego jeszcze na pewno nie próbowaliście