Szedłem wczoraj krakowskimi Plantami. I co słyszę? Grupę młodych ludzi, nawołujących coś przez tubę czy megafon. Zaciekawiłem się trochę, w pierwszej chwili skojarzyłem młodych, głośnych z promocją Światowych Dni Młodzieży. Ale, o dziwo, jak wsłuchałem się dłużej, usłyszałem wyraźnie „stop betonowaniu”. Czyli aktywiści zbierający podpisy pod referendum w sprawie odwołania prezydenta Krakowa – pomyślałem.
I jakie było moje pierwsze skojarzenie? Łukasz Gibała jest niczym uczestnik „przedłużonego sprintu” (bieg na 200 m – przyp. autor), który znalazł się dopiero w połowie tegoż biegu. Wystartował niczym Usain Bolt – pierwsze 100 m w iście olimpijskim stylu – najlepszy, pierwszy, przyprawiając o ból głowy Jacka Majchrowskiego i jego kibiców.
Mknął nie powstrzymany przez nikogo, straszny, ale piękny w swoim biegu… 1 000 podpisów, 10 000 podpisów… po kolejnych trzech sekundach 50 000 i za ułamek jest 60 000. Czyli pula.
I na sto dziesiątym metrze jakoś tak brakło oddechu, a to świstnęło w płucach, a to zaczął boleć czworogłowy uda, a to strzyknął Achilles… dynamika już nie ta, impet jakoś zmalał.
A te drugie 100 metrów to tak naprawdę najtrudniejszy punkt w tego rodzaju sprincie.
Straszą gawrony
Logiczna Alternatywa z pompą ogłosiła, że podpisy pod referendum ma, ale 60 000 podpisów nie równa się 60 000 podpisów, w tym przypadku matematyka nie jest tak prosta. Żeby można było je złożyć do weryfikacji i spać spokojnie, trzeba ich mieć ok 80 000 – 90 000 i dlatego Łukasz Gibała zbiera dalej.
Tylko, jak widać, zbieranie nie idzie już tak dobrze, mieszkańcy są jakby mniej zainteresowani, czyli wakacje albo – jak się mówi w Krakowie – plaża (od plaży nad Wisłą, naprzeciwko Wawelu – przyp. autor).
Najsłabszy punkt kampanii
W dalszej kolejności podpisy zostaną złożone do Biura Wyborczego celem weryfikacji. Potrwa ona prawie miesiąc i zapewne prezydent Majchrowski będzie wnioskował, żeby każdy PESEL został sprawdzony i przypisany do konkretnego człowieka. I to człowieka przynajmniej zameldowaniem związanego z Krakowem.
To będzie bardzo ciekawy czas, bo to teraz zwolennicy Majchrowskiego każdego dnia będą informować ile podpisów odrzucono.
Ten miesiąc to najsłabszy punt w kampanii referendalnej. Nie ma się pewności czy de facto referendum się odbędzie, a kampanię prowadzić trzeba, ponosić jej koszty, być aktywnym, przypominać o sobie…
Brakuje umiejętności
Kolejny problem sztabowców Logicznej Alternatywy to zupełny brak umiejętności odpowiedzi na zarzut zbierania podpisów za wynagrodzenie. A co w tym dziwnego, za pracę ludzi trzeba płacić? Ten, kto to zbieranie podpisów finansuje po prostu uczciwie młodym ludziom płaci za wykonaną pracę, a oni – równie uczciwie – zarabiają na swoje wakacje. Paradoksalnie lepiej, żeby zbierali podpisy w Krakowie niż truskawki w Norwegii.
Nie można być hipokrytą i czynić z tego zarzutu – każda partia polityczna, stowarzyszenie, fundacja (tak czy inaczej, ale zawsze) gratyfikuje swoich zwolenników. Tymczasem sztab Gibały ma problem z właściwym odparciem zarzutów. I znów impet osłabł…
Scenariusz był inny
Zwolennicy Majchrowskiego rozmach Gibały także nieco wstrzymali. Rozpoczęli akcję odwetowe, zakładają portale internetowe, tworzą profile facebookowe, robią happeningi, puszczają spoty, podliczają, a… tego scenariusz kampanii referendalnej nie zakładał. A oni przypomnieli sobie starą maksymę, że najlepszą obroną jest atak. I jakby znów impet osłabł.
Nawet stowarzyszenia (te od smogu i olimpiady), które zawsze atakowały Jacka Majchrowskiego jakoś tak stwierdziły, że to on wcale nie jest takim złym prezydentem i jakoś można się z nim dogadać. Nie ma więc oddolnej woli sformalizowanego popierania idei referendum. I znów impet osłabł.
Nie ma gremialnego ataku na Majchrowskiego przez PiS, PO, Nowoczesną, Kukiza i inne partie, nie ma politycznego tsunami, nie ma tornada. Nawet małego deszczu nie ma. Bo nawet nie pada. Jest lipiec i on też jest w koalicji z Jackiem Majchrowskim. Wszyscy się na razie dystansują, a nie jak było w scenariuszu, atakują. Nie jest oczywiście tak sielsko, anielsko – po prostu wszyscy czekają. Zrywu partyjnych działaczy nie ma. I znów impet osłab.
ŚDM na ratunek?
To, co pozostaje i być może chociaż w teorii impet przywróci, to Światowe Dni Młodzieży, korki, bałagan, paraliż, dramat i armagedon. Jednak paradoksalnie to właśnie ŚDM mogą okazać się w końcowym rozrachunku największym sukcesem obecnego włodarza Krakowa.
Już widać, że nie będzie 2,5 miliona pielgrzymów. Nawet miliona może nie być, więc miasto bez problemów wchłonie tych ludzi w różnych miejscach. Utrudnienia będą, ale już nie tak duże, a zaraz się okaże, że zyski są wyższe niż koszty. A tu wyremontowany kawałek chodnika, a tu droga, a tu skwerek, tam pomalowane pasy, tu nowe ogrodzenie i tak dalej. Drobne, ale dużo, a suma drobnych sukcesów daje duży sukces. I przyjadą zwolennicy referendum z wakacji, zobaczą „drobne”, „nowe”, „niewielkie”, ale zobaczą i… impet osłabnie.
A tu jeszcze zostało ponad 50 metrów do mety. Myliłby się ten, kto myśli, że to koniec. Nie, to dopiero pierwszy bieg, eliminacje. Jeszcze chwilę musimy poczekać na finał. A impet słabnie…
Kazimierz Krakowski