Łukasz Gibała ani nie myśli przepraszać tych, którzy wczoraj pozwali go do sądu za kłamliwe, ich zdaniem wypowiedzi na swój temat. A chodzi o dwóch urzędników: wiceprezydent Katarzynę Król i byłego dyrektora w krakowskim magistracie Marcina Kandefera. – To przejaw paniki, jaka zapanowała w otoczeniu Jacka Majchrowskiego. Niekompetentne osoby, które zajmują swoje stanowiska dlatego, że są kolegami Majchrowskiego, boją się, że w wyniku referendum stracą wpływy, posady i pensje – komentuje Gibała, który dąży do odwołana Jacka Majchrowskiego z funkcji prezydenta.
Wczoraj do sądu trafiły pozwy wiceprezydent Król i obecnego członka zarządu Krakowskiego Holdingu Komunalnego Kandefera (więcej tutaj).
– Imperium Jacka Majchrowskiego kontratakuje. W ciągu ostatnich dwóch dni dwoje bliskich współpracowników prezydenta złożyło przeciwko mnie pozwy o zniesławienie. To przejaw paniki, jaka zapanowała w otoczeniu Jacka Majchrowskiego. Niekompetentne osoby, które zajmują swoje stanowiska dlatego, że są kolegami Majchrowskiego, boją się, że w wyniku referendum stracą wpływy, posady i pensje – uważa Gibała.
– Wszystko co mówiłem o Pani Król i Panu Kandeferze jest prawdą. Pani Król dostała pracę w urzędzie za łapówkę. Pan Kandefer dostał stanowisko członka zarządu Krakowskiego Holdingu Komunalnego, mimo że nie spełniał kryterium wykształcenia i specjalnie dla niego trzeba było zmienić regulamin spółki. Media pisały o tych faktach wielokrotnie. Wtedy Pani Król i Pan Kandefer nie pozywali tych mediów. Dzisiaj w akcie desperacji i przerażenia pozywają mnie, mimo że wiedzą, że nie mają racji – tonący brzytwy się chwyta – kończy były poseł i kandydat na prezydenta Krakowa.
(ip)
Czytaj także: „Zajmuję się prostytucją i… nadal jestem dziewicą”