Pseudoekolodzy w pełnej okazałości. Aktywiści z grupy Extinction Rebellion Kraków posadzili kilka roślin w miejsce popękanej płyty chodnikowej na ul. Lubicz. Jak sami mówią: „zbudowaliśmy kolejny nano-ogród w Krakowie”. Tylko czy jest sens robić pokazowe akcje i przy okazji utrudniać poruszanie się po mieście jego mieszkańcom? Idea szczytna, ale pomysł i wykonanie fatalne.
Od kilku lat w Polsce mieszkańcy walczący z „betonozą” biorą sprawy w swoje ręce (dosłownie) i zrywają płyty chodnikowe. W ich miejsce zazwyczaj sadzone są nowe rośliny. Często określają się mianem partyzantów, od angielskiego zwrotu „guerilla gardening”. W czasie swoich akcji starają się zazwyczaj usunąć płyty chodnikowe wokół drzew, które ograniczały rozrastanie się korzeni. Choć takie działania nie wzbudzają sobie sympatii wśród urzędników, spotykają się z przyjaznym odbiorem mieszkańców.
Jednak aktywiści z grupy Extinction Rebellion Kraków poszli o krok dalej. Od jakiegoś czasu starają się usilnie skompromitować idee oddolnych ruchów miejskich, które chcą przywrócić zieleń do miast. Bo jak inaczej, jeśli nie głupota, można nazwać akcję sadzenia roślin na środku chodnika? Naiwnością i głupotą jest myślenie, że mieszkańcy wyrażają poparcie dla pomysłu, aby od teraz chodniki służyły jako zieleńce. Taki pomysł tylko utrudnia przemieszczanie się w tamtym miejscu, bo już jest tam wąsko. Gdyby tylko aktywiści z Extinction Rebellion, w trakcie sadzenia „nano-ogrodu”, spojrzeli trochę dalej, to zauważyliby, że dosłownie 200 metrów od miejsca, gdzie stali, znajduje się jeden z największych terenów zielonych w naszym mieście, czyli Ogród Botaniczny.

Po drugiej stronie ronda Mogilskiego też można znaleźć miejsce do wypoczynku (niestety nie tak duże i wśród aut, ale co zrobić – taki urok mieszkania w mieście). Kilkanaście dni temu aktywiści z tej samej grupy zerwali kostkę na rondzie Mogilskim. Powód ten sam – chęć zerwania z betonozą. Tylko zapominają, że rondo to jeden z największych punktów przesiadkowych dla pasażerów komunikacji miejskiej. Codziennie korzysta z niego tysiące krakowian. Jeśli posadzimy tam drzewa, to może powstanie ładny park, tylko co z tego. Tłumacząc łopatologicznie – to jest miejsce, gdzie wsiadamy i wysiadamy z tramwajów. Tego oczekują mieszkańcy – sprawnego przemieszczania się. Dokładnie tak, jak oczekujemy, że miasto zapewni równe i szerokie chodniki. A nie posadzi kilka roślin i drzew, aby zrobić tam slalom dla pasażerów.
Tylko aktywiści z Extinction Rebellion tego nie rozumieją. Mam dla Was propozycję – zerwijcie jedną płytę chodnikową przed Waszym blokiem. Najlepiej centralnie przed wejściem. Poczekajcie na sąsiadów. Na pewno się ucieszą.
W proteście przeciwko „betonozie” zerwali kostkę na rondzie Mogilskim
Jarek Strzeboński
Teksty publikowane w dziale Publicystyka są prywatnymi opiniami autorów. Chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami lub wyrazić swoje zdanie na naszym portalu? Napisz: redakcja@krknews.pl