– Nie będzie czegoś takiego jak „teatr jest nasz”. Teatr jest Małopolski. Jak założycie prywatny teatr, wtedy będzie wasz – mówił marszałek województwa małopolskiego Witold Kozłowski. Sytuacja w Teatrze Słowackiego po inicjatywie Zarządu Województwa w sprawie odwołania Krzysztofa Głuchowskiego ze stanowiska dyrektora tego teatru była tematem obrad na sesji sejmiku. Krzysztof Głuchowski oznajmił, że marszałek pomawia go o czyny, których nie popełnił, narusza prawo i manipuluje opinią publiczną.
– Oskarża się nas, że w sposób urzędowy wprowadzamy cenzurę. Żaden z urzędników nie był na próbach, nie ingerowaliśmy w tej sprawie i nie zamierzamy. Nie wstrzymaliśmy żadnego projektu realizowanego w Teatrze Słowackiego – powiedział marszałek Witold Kozłowski. Przypomniał, że powody wszczęcia procedury odwołania dyrektora Teatru Słowackiego są inne, nie mają związku z inscenizacją „Dziadów”. Ten główny to naruszenie ustawy o zamówieniach publicznych na usługi sprzątania teatru. Marszałek stwierdził, że dyrektor Głuchowski odmówił spotkania z nim, a w tym czasie poszedł na inne (w domyśle – na spotkanie z prezydentem Krakowa Jackiem Majchrowskim). – Dyrektor został wybrany przez 9-osobową komisję, a nas wybrały miliony – stwierdził marszałek Kozłowski. – Nie będzie czegoś takiego jak „teatr jest nasz”. Teatr jest Małopolski. Jak chcecie, załóżcie sobie prywatny teatr, wtedy będzie wasz – dodawał. Podkreślał też, że kultura to jeden z najważniejszych wydatków województwa małopolskiego, a akcja „Dziady kultury” zamarła, bo obecne władze województwa podniosły pensje m.in. w teatrach.
– Marszałek pomawia mnie o czyny, których nie popełniłem. Nie jest prawdą, że naruszyłem dyscyplinę finansów publicznych, postępowanie do tej pory nie zostało nawet wszczęte. Moje działania spowodowały oszczędności – przekonywał dyrektor Teatru Słowackiego Krzysztof Głuchowski. Stwierdził, że początkowo Urząd Marszałkowski przyjął takie wyjaśnienia, ale skierował wniosek o wszczęcie postępowania w jego sprawie po premierze „Dziadów”. Według Krzysztofa Głuchowskiego, w całej sprawie chodzi o to, że jest on niewygodny. – Dyrektora z kontraktu nie sposób odwołać, jeśli nie złamie prawa – podkreślał Krzysztof Głuchowski i przypominał, że on prawa nie złamał. Dodał, że jest dumny, iż Teatr Słowackiego przeżywa renesans, że jest jednym z najważniejszych teatrów i że wszystkie teatry w Polsce stanęły w jego obronie. – Cały świat protestuje przeciwko odwoływaniu dyrektora Teatru Słowackiego. To wspaniała informacja. Jesteśmy sławni – mówił Krzysztof Głuchowski. Poinformował, że pod petycją w jego obronie podpisało się 30 tysięcy krakowian i Małopolan. Ostrzegł, że po jego odwołaniu Teatr Słowackiego czeka wielki kryzys.
Na koniec swojego wystąpienia Krzysztof Głuchowski odniósł się do sytuacji w Rosji. Mówił, że dyrektorzy teatrów są tam zwalniani albo sami odchodzą, bo ten „wredny Putin” nie zezwala im na wyrażanie własnych poglądów. – Nie zmierzajmy do tego – apelował. Marszałek Kozłowski wyszedł z sali obrad. Senator Jerzy Federowicz tonował, próbował tłumaczyć, że dyrektor Głuchowski nie porównał marszałka do Putina.
– Mówił pan marszałek, że nie było cenzury. Czy to prawda, że wezwał pan dyrektora Teatru Słowackiego i zażądał od niego zdjęcia z afisza koncertu Marii Peszek? – pytał radny Tomasz Urynowicz. Marszałek Kozłowski potwierdził pod koniec dyskusji, że poprosił o rozmowę z dyrektorem i poprosił o rozwiązanie umowy z artystką. Tłumaczył, że Maria Peszek nie tylko używa wulgaryzmów, ale kpi ze świętego Jana Pawła II, który przecież jest patronem Małopolski. – Pytałem osobę, która ma z dziesięć lat więcej niż ja i zna twórczość pani Marii Peszek. I ona powiedziała mi: widzisz, kiedyś chodziło się do teatru, żeby się odchamić, dziś – by schamieć – mówił Witold Kozłowski.
Wniosek o debatę o Teatrze Słowackiego złożyli radni PO. Jacek Krupa, były marszałek województwa, podkreślał, że celem tej debaty jest niedopuszczenie do cenzury prewencyjnej i represyjnej. – To nam wciąż grozi – mówił Jacek Krupa. I zaapelował do Witolda Kozłowskiego, by sprawę odwołania dyrektora Głuchowskiego odłożyć, bo dziś emocje budzi wojna na Ukrainie i nie trzeba wywoływać wojny w Małopolsce. – Maszynista prowadzący pociąg ma prawo powiedzieć – mój pociąg, bo on za niego odpowiada i podejmuje decyzję. Podobnie jest z instytucjami kultury – przekonywał Jacek Krupa.
– Formuła „teatr jest nasz” to przede wszystkim sztuka, nad którą żadna polityka i ideologia nie może mieć władzy – mówił z kolei prof. Tadeusz Gadacz. Podkreślał, że Zarządowi Województwa należą się pochwały za dotacje dla Teatru Słowackiego i dbanie o budynek, ale inicjatywa odwołania dyrektora wpisuje się w zmiany ideologiczne państwa. – Sądzę, że decyzja wpłynęła z góry, to nie była inicjatywa marszałka – dodał radny Gadacz. Również zaapelował o odłożenie sprawy odwołania dyrektora na spokojniejsze czasy.
Rafał Stuglik z PiS oświadczenie Zarządu Województwa uznał za stonowane. – Ono niczego nie przesądza – bronił marszałka radny Stuglik. Stwierdził, że w Teatrze Słowackiego pojawiła się sztuka, która nie wszystkim się podoba. – Daję, więc wymagam, to załatwia sprawę. Jak mówił marszałek, w prywatnym teatrze jest inaczej. To jest teatr podlegający samorządowi województwa – mówił Rafał Stuglik. I zaznaczał, że w mediach pojawiały się opinie obrażające władze województwa. – Wierzę w mądrość zarządu i że wszyscy razem potrafimy wycofać emocje i wspólnie pracować dla dobra Polski – podsumował radny Stuglik.
– Żyję już na tym świecie 70 lat i brałem udział w różnych sytuacji, ale pierwszy raz słyszałem wypowiedź dyrektora tak pełną pychy i buty – powiedział radny Bogdan Pęk z PiS. Jego zdaniem dyrektor powiedział marszałkowi, że może mu skoczyć. – To była niebywała. niezrozumiała wypowiedź, niczego nie łagodziła – ocenił radny Pęk. Jego zdaniem toczy się wojna o system wartości, odrzucane są wartości z prawem naturalnym, biologią, a nawet matematyką. Według niego nie można mówić o cenzurze, bo to sprzeciw wobec podważania tradycyjnej kultury i tradycyjnych wartości. – Nie wolno pozwolić na to, by ta pseudo obrona antykulturalnej Częstochowy narzucała nam, co mamy myśleć – mówił Bogdan Pęk.
To była tylko dyskusja, sejmik nie jest władny podjąć jakiejkolwiek decyzje w tej sprawie. Ale jeśli ktoś myśli, że debata przybliżyła do rozwiązania sporu, to jest w błędzie. Raczej przybliżyła do rozwiązania… umowy z dyrektorem.
(GS)