Wybaczcie proszę, Szanowni Czytelnicy, że podzielę się z Wami opisem niezbyt estetycznej czynności, ale oplułem ekran komputera (ze śmiechu, żalu, zdziwienia, zażenowania…), gdy przeczytałem kolejny nagłówek z tej samej serii: ktoś tam protestuje. Tym razem „Przedsiębiorcy protestują przeciwko zmianom w organizacji ruchu na ulicy Kalwaryjskiej” (Gazeta Krakowska). Niby nic w tym zabawnego, bo – wnioskuję po tytule – skoro ktoś protestuje, to dzieje się ktosiowi krzywda, a z krzywdy ludzkiej śmiać się nie wypada.
No ale czytam dalej i okazuje się, że przedsiębiorcy protestują, bo ZIKIT ustawił separatory i oddzielił torowisko, aby samochody nie blokowały przejazdu. Ponoć przedsiębiorcy mają teraz problem z dowozem towaru (więcej tutaj). Nawet nie znając tematu, samo się nasuwa, że przed ustawieniem separatorów, przedsiębiorcom było wygodniej, za to krzywda się działa pasażerom zablokowanych przez samochody tramwajów. Czy nie? Na logikę, taki właśnie można wyciągnąć wniosek.
Później jeszcze ktoś tam z ZIKIT-u tłumaczy, że zmiany były konsultowane społecznie, a kupcy byli zapraszani na spotkania. Czyli standard. Najgłośniej krzyczą ci, co tak bardzo zaangażowani są w życie miasta, że o pomysłach, o których mówi się od dawna, dowiadują się, gdy te wejdą już w życie. I pojawiają się argumenty w stylu: „jak Kali ukraść komuś krowa, to dobrze, a jak Kalemu ukraść ktoś krowa, to źle”. Czyli pasażerowie mogą stać, bo jakiś kierowca (co jest nagminne, nie tylko na Kalwaryjskiej) zastawił torowisko, a jak kierowca nie może się wtranżolić na tory, to… ej, ludzie, protestujmy!
Kilka dni temu przeczytałem z kolei, że ktoś tam znowu wylewał żale z powodu likwidacji miejsc postojowych na Podgórzu. Miasto wybudowało parking, więc ściąga auta z ulic i chodników. Chyba logiczne. Czy też popełniłem błąd w rozumowaniu? Znam takich, co krzyczą, że mamy za dużo samochodów, więc władze miasta starają się je chować. Też źle?
Taksówkarze burzą się z kolei, że ich wypiera Uber. Bo pasażerowie wybierają tańsze kursy i zamawiają auto przez aplikację. Gamonie nie? Jak można wybrać tańszy kurs, a nie dać zarobić wiecznie narzekającemu panu Józkowi, który od dwudziestu lat nie zmienił auta, w rozmowach tęskni za PRL-em i przez przypadek „zapomniał” włączyć taksometru, bo mu „się zapomniało”, a w praktyce – „skoro gość pijany, to nie trzeba”? No akurat trzeba było, bo po pijaku jestem bardziej wredny niż na trzeźwo i z tego kursu nie pamiętam tylko tego, czy kierowca rzeczywiście miał na imię Józef. No ale protestować przeciwko Uberowi można, prawda? Bo to łatwiejsze, niż poprawienie jakości swoich usług.
To tylko przykłady. Trzy z całej masy innych mniej lub bardziej udanych protestów. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że protest jest sposobem na wszystko. Nie podoba mi się, to sobie zaprotestuję. Tak bez żadnej autorefleksji. Zaprotestuję, bo mogę. Bo jak mnie nie może być dobrze, to niech innym też nie będzie.
Łukasz Mordarski
fot. DrabikPany via Foter.com